poniedziałek, 5 marca 2012

Return to writing.

Ponad rok minął od mojego ostatniego postu. Postanowiłam że tym razem dodam kilka moich ulubionych zdjęć własnej roboty..
W moim lotniczym świecie przez ostatni rok praktycznie nic się nie zmieniło, obecny rok będzie raczej przełomowy, ponieważ wybieram się na kurs szybowcowy! Nie wiem co z tego wyjdzie, ale bądźmy dobrej myśli. :D









poniedziałek, 4 kwietnia 2011

W oczekiwaniu na sezon.

Mieliśmy jechać na Paragiełdę, ale niestety nie wyszło. Może uda się za rok!

Powracając do tematu. :) W oczekiwaniu na sezon wyszliśmy ponownie na łąkę przewietrzyć skrzydło, tym razem z kamerą. I stwierdziłam że jeszcze długa droga przede mną!

Ps. Hmm... Tytuł filmiku jakoś mi nie wyszedł! ;)

Ps2. Początek filmu do ok. 19s. można przesunąć, bo to kolejna rzecz która mi nie wyszła! :)

Ps3. Ogólnie ten filmik mi nie wyszedł! Następnym razem się postaram! :)

Ps4. Jakość też taka, jakaś słaba! :(


poniedziałek, 7 marca 2011

Wietrzenie skrzydła!

Pogoda nareszcie dopisała żeby przewietrzyć Primax-a taty! Mimo że wiatr był bardzo słaby (ok.1-2 m/s) udało mi się postawić skrzydło - z jednym, małym upadkiem...


Mimo że znajdowaliśmy się na polu, dosyć daleko od domów zjawiło się kilku gapiów. Najczęściej pytali się taty: A będziecie dzisiaj latać? oraz "To pan tutaj latem nad naszymi głowami przelatuje?". Jako że ja bawiłam się skrzydłem to pytali się "Ciężko się takie skrzydło stawia" i "A ty się nie pogubisz w tych linkach?". Razem z tatą zachęcaliśmy żeby wybrali się na kurs paralotniarski do najbliższego aeroklubu (czyt. Michałkowa) :)


Zachód słońca był piękny, a na niebie widać było aż sześć samolotów. :)






wtorek, 22 lutego 2011

Początki wielkiej przygody!



Początki wielkiej przygody!


Czyli najczęściej zadawane mi pytanie: „Ania, skąd ci się wzięła taka pasja?”.


Wszystko zaczęło się cztery lata temu, w piękne, letnie popołudnie. Do taty przyjechał znajomy z dziwnym wózkiem na przyczepce. Spytali mnie czy jadę z nimi na pobliską łąkę zobaczyć jak wuja Krzysztof startuje paralotnią – z chęcią odparłam że tak! Gdy dojechaliśmy ja usiadłam sobie na trawie. Nie mięła chwila, a metr nade mną zobaczyłam powiewający rękaw, później na trawie stał wózek z podczepionym skrzydłem. Od razu zaczęłam się wypytywać co i jak, ponieważ pierwszy raz widziałam paralotnię na oczy. Po czym wuja zakładał kombinezon i kask, sprawdził łączność w radiu i usiadł w trajce. Odpalił silnik i ruszył ciągnąc za sobą skrzydło które powoli unosiło się nad ziemią! Tata próbował coś do mnie powiedzieć, ale ja zafascynowana tym nie słuchałam, a poza tym słowa zagłuszał pracujący silnik. I wtedy pierwszy raz zobaczyłam start paralotni!! Paralotniarz swobodnie unosił się nad naszymi głowami, prawie depcząc nam po głowach.


Z tatą pojechaliśmy do domu i w komputerze obserwowaliśmy trasę tej fascynującej maszyny. Dwie godziny później pojechaliśmy zobaczyć lądowanie. Ujrzałam na niebie niebieskie skrzydło i usłyszałam warkot silnika, od razu na mojej twarzy zagościł uśmiech! Gdy paralotnia znalazła się na ziemi podbiegłam do niej i zaczęłam oglądać ją jeszcze dokładniej niż przed startem. To było zdecydowanie coś! Od tej pory wszystko się zmieniło.



Kilkanaście godzin przesiedziałam przed komputerem szukając w Internecie wiadomości na temat latania, paralotniarstwa… na temat tego – jak zacząć.

Dwa lata później od pierwszego spotkania z paralotnią, pojechałam do aeroklubu. Tam zobaczyłam na moją głową kilkunastu paralotniarzy latających bez silnika.. To było niesamowite uczucie. Robiłam pełno zdjęć i poznałam bardzo ciekawych ludzi, którzy opowiadali mi swoje lotnicze przygody.


W 2009 roku znowu odwiedziłam Aeroklub Kujawski. Tym razem czekała na mnie niespodzianka! Tata załatwił mi lot samolotem ultralekkim wraz ze swoim znajomym, który przyleciał z Bydgoszczy! Miałam doskonały humor! Tego dnia nikt nie mógł mi popsuć! Podeszłam do Sovy, musiałam wejść do niej bardzo ostrożnie żeby nie uszkodzić skrzydeł. Gdy wsiadłam, założyłam na uszy słuchawki. Pan Mariusz mi wytłumaczył gdzie mam nacisnąć kiedy będę chciała coś powiedzieć, gdy będziemy ze sobą rozmawiać. W końcu zapieliśmy pasy i silnik został uruchomiony. Przejechaliśmy kilka metrów, a następnie wzbiliśmy się w powietrze. Czułam się cudownie, oglądając paralotniarzy latających pod nami. Gdy wzbiliśmy się na 200m miasto wyglądało przepięknie, lecz jak osiągnęliśmy wysokość 500m było jeszcze lepiej. Pstrykałam dużo zdjęć, mając uśmiech na twarzy. Przez cały lot wypowiedziałam tylko kilka słów typu „Niesamowite”, „Cudowne”, „Genialne” itp. Po wylądowaniu nie chciało mi się wychodzić z samolotu. Za dobrze się tam czułam. Lecz trzeba było wyjść, bo teraz miała lecieć mama. Znaki samolotu SP-YGB pamiętam do dzisiaj :)


Rok 2010 również okazał się rokiem bardzo lotniczym. Gdy zjawiłam się w aeroklubie w lipcu dostałam do ręki skrzydło treningowe, na którym uczyłam się stawiać skrzydło. To podstawowa umiejętność, każdego paralotniarza. Zanim podpięłam się do skrzydła założyłam uprząż i kask i zaczęłam trening. Okazało się że to wcale nie jest takie łatwe jak mogło by się wydawać. Chyba dopiero po kilku godzinach trenowania udało mi się poprawie postawić skrzydło, mimo to byłam szczęśliwa. Na drugi dzień, po przebudzeniu zauważyłam na swoich rękach ogromne sińce zostawione przez linki.


W sierpniu również pojawiłam się w aeroklubie. Tym razie po coś zupełnie innego! Mój pierwszy lot paralotnią. Oczywiście nie samodzielny! Leciał ze mną Bartek, paralotniarz którego poznałam podczas lipcowego pobytu w EPIN-ie. Mimo kilku osobowej kolejki do lotów tandemowych Piotr postanowił że polecę pierwsza. Razem z pilotem oszpeiliśmy się. Kilka minut później podpięli nas do skrzydła. Okazało się że był problem z wyciągarką i kolejne kilka minut siedzieliśmy na trawie i czekaliśmy. Przyszedł instruktor i zaczął mi tłumaczyć jak wystartować, jak lądować na nagi i kilka innych informacji. Po tym wykładzie przyczepili nas do holu. Obowiązkowe formułka:

-Gotowi do startu?

-TAK!

-No to jazda, jazda, jazda!

Po tych magicznych i moich ulubionych słowach zaczęliśmy bieg. Po przebiegu dwóch metrów już znaleźliśmy się w górze. To było coś zupełnie innego niż lot samolotem! Tutaj czułam ten wiatr we włosach i nie miałam nic pod nogami. Usiadłam sobie wygodnie w uprzęży i podziwiałam niesamowite widoki. Bartek opowiadał mi jak to źle wymierzył i wylądował na bagnie położonym koło lotniska. Podczas lotu machałam tacie, który robił zdjęcia, lecz sama nie miałam na górze aparatu. Po jakimś czasie przyszedł czas na lądowanie – tego czego obawiałam się najbardziej! Okazało się że poradziłam sobie świetnie i jako jedna z nielicznych wylądowałam na nogach (inni lądowali na pupie). Podziękowałam pilotowi za lot, wypięłam się ze szpeju i pobiegłam do rodziców zdać im relacje z tego niesamowitego lotu i na pewno nie ostatniego!


Nie wyobrażam sobie dnia bez myśli o lataniu, bez oglądania zdjęć lub filmików z latania, bez czytania co nowego w świecie lotnictwa dzieje się…


P.S. Wielkie podziękowania dla szkoły SkyTrekking gdzie przeżyłam swój pierwszy lot i uczułam się stawiać skrzydło! :)